(…) Program koncertu finałowego zdominowany został prawykonaniem Bbrass Concerto Mikołaja Majkusiaka. Dzieło o klasycznej formie (Con forza–Grave–Ben ritmico) łączy tradycję koncertu instrumentalnego z rockowym idiomem. Kompozytor przeciwstawił sobie trzon orkiestry i rozbudowaną sekcję dętą blaszaną wraz z instrumentami perkusyjnymi. Zachował przy tym typowe dla koncertów kontrasty, dialogowanie poszczególnych sekcji i cykliczność. Idiom rockowy ujawnił się przede wszystkim dzięki motoryce wynikającej z głównej roli instrumentów perkusyjnych. Z muzyką popularną utwór ten wiąże także melodyka, budząca skojarzenia z rockiem, bluesem i innymi gatunkami. Stanowi to dla Majkusiaka jedynie punkt wyjścia do snucia własnej, niezależnej od nich narracji. Wykorzystanie rozbudowanej sekcji dętej blaszanej poskutkowało osiągnięciem przytłaczających forte – szczególnie w częściach skrajnych mieliśmy do czynienia z wręcz barbarystyczną agresją brzmieniową. Synteza tego idiomu z melodiami przywodzącymi na myśl muzykę popularną zdaje się udowadniać, że tak zwany mainstream może w słuchaczu wywołać prawdziwe poruszenie, zaś gatunkowy rozłam między tym, co klasyczne, a tym, co rozrywkowe nie ma większego znaczenia dla afektywnych właściwości muzyki. Szczególnie intymna, emocjonalnie introspektywna wydaje się część druga, przypominająca lament. W warsztacie Majkusiaka uderza instrumentacja – choć zdradził, że zamysłem było skomponowanie partii wirtuozowskich dla sekcji blaszanej, to nie dało się odczuć dominacji elementu popisowego nad treścią muzyczną. Balans między hałaśliwą sekcją dętą a instrumentami smyczkowymi – nawet w zestawieniach, w których ta pierwsza gra głośno, a smyczkom kompozytor powierza pizzicata – zapewnia słyszalność osiąganą za pomocą kontrastów czy odpowiednich rejestrów. To także zasługa realizacji orkiestry.
Koncert Majkusiaka okalały „Praska” Mozarta i „Reńska” Schumanna. Choć przed drugą częścią koncertu zapewniono muzykom przerwę, to wykonanie Symfonii Es-dur po Bbrass Concerto nie należało do zadań komfortowych. Odbiło się to nieco na subtelności interpretacji i dynamice – w kluczowych ustępach „Reńskiej” zabrakło ujmującego piana. Mozart zniknął w obliczu następującego po jego symfonii brzmieniowego giganta. (…)