(…) Klaudiusz Baran i Chopin University Chamber Orchestra pod batutą Michała Klauzy nagrali trzy współczesne koncerty akordeonowe. Mikołaj Majkusiak, Andrzej Karałow i Marta Ptaszyńska to troje kompozytorów, których utwory znalazły się na tej, niezwykle ciekawej, płycie wydanej w 2022 roku nakładem Chopin University Press.
(…) Przyznam, że do tej pory znałam twórczość akordeonową jedynie Mikołaja Majkusiaka, a sama grałam bodaj 15 lat temu jego świetne, energetyzujące, młodzieńcze „Hard-rock trio”. Wtedy już zaliczyłam go do grona moich ulubionych kompozytorów, podziwiałam jego swobodę w operowaniu skomplikowanymi rytmami i metrum, łatwość budowania pomostów między różnymi stylami muzycznymi i wyżej wspomnianą energię. Karałowa i Ptaszyńskiej nie kojarzyłam z akordeonem, tym bardziej byłam ciekawa ich koncertów.
Jak dowiedziałam się, nie obyło się bez konsultacji z Klaudiuszem Baranem, któremu skądinąd wszystkie trzy koncerty zostały dedykowane. O ile oczywiste jest, że Majkusiak, sam będący wirtuozem akordeonu, doskonale zna możliwości techniczne instrumentu, o tyle pozostałych dwoje kompozytorów już nie. Nawet akordeonowy laik, jak ja, słyszy, że żaden z koncertów łatwy nie jest, każdy jest natomiast wykonalny, co nie zawsze jest normą w najnowszym repertuarze.
Swoim zwyczajem zaczęłam od słuchania płyty, później dopiero zapoznając się z treścią omówienia z książeczki płytowej. Po lekturze przesłuchałam nagrania ponownie. Taki tryb polecam każdemu melomanowi. Po co z góry nastawiać się na konkretne wrażenia. Z drugiej strony – warto jednak poznać sugestie, by czasem nieco się zdziwić, a później stwierdzić, że coś w tym jest. W szczególności dotyczy to pierwszego utworu, „Chamber Concerto” na akordeon i orkiestrę smyczkową Mikołaja Majkusiaka. Moje odczucia, ale też wiem, że solisty, a nawet samego kompozytora, były nieco odmienne, niż sugeruje to autor wyrafinowanego, poetyckiego opisu. Odnalazł on w tym utworze inną warstwę znaczeniową i… zyskał aprobatę wyżej wymienionych. By nie psuć nikomu zabawy, zdradzę więc tylko, że koncert ma pięć części o zróżnicowanym charakterze, jego język nie jest może tonalny, ale łatwo przyswajalny dla średnio zaawansowanego melomana, a całość – jak to u Majkusiaka – wibruje energią. W szybkich częściach pojawia się tak charakterystyczna dla niego jednostajna motoryka, obecna gdzieś w tle kolejnych przetworzeń tematów. Ciekawe jest sięgnięcie po daleką parafrazę barokowego concerto grosso, w którym partie solowych instrumentów (tu dwoje skrzypiec i altówka) przeplatają się z fragmentami granymi przez całą orkiestrę. Nie brakuje też efektownej solowej kadencji, lirycznych wolnych części, niemal stojących w bezruchu – tu kompozytor ukazuje swoje drugie, zadumane oblicze. (…)